Punk Niall Horan fanfiction

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Chapter 1

    Mała, pulchna dziewczynka biegnie przez park z lalką w ręku, a za nią mały chłopczyk z krzywymi ząbkami i brązową czupryną. Oboje się śmieją. Dziewczynka odwraca się i widzi jak jej przyjaciel zatrzymuje się. Chce do niego podejść, ale coś jej nie pozwala. Zauważa, że chłopiec powoli zaczyna znikać, jakby rozpływał się w powietrzu. Po chwili zaraz za nim zaczyna znikać cały świat wokół niej. Widzi ciemność.
    Poderwałam się przerażona z łóżka, bo znów to sam. Od dłuższego czasu prześladują mnie takie koszmary. Minęło już tyle lat... Prawie dziesięć odkąd ostatni raz go widziałam, a teraz śnią mi się różne sceny z mojego dzieciństwa spędzone z moim dawnym przyjacielem. Nadal nie mogę zrozumieć dlaczego musiał wyjechać. Przeprowadził się z rodzicami do Stanów. Tak po prostu mnie opuścił. Wiem, że to była decyzja jego rodziców, ale wciąż... Właśnie zorientowałam się, że jedna, zabłąkana słona łza spłynęła mi po policzku. Ja nadal nie potrafię zapomnieć. On był moim najlepszym przyjacielem, mimo, że teraz mam dwie przyjaciółki, to nie wydaja mi się tak bliskie jak bliski był mi Niall. Chciałabym spojrzeć w jego oczy i sprawdzić czy są one tak samo błyszczące i w kolorze przejrzystego nieba jak były kiedyś. "STOP! przestań wreszcie, życie trwa dalej" Skarciłam się w duchu i postanowiłam się ogarnąć, bo pewnie i tak już nie zasnę. Wybrałam na dziś jeansy, szarą, luźną bluzeczkę na ramiączka i pudrowo-różowy sweterek. Wzięłam przygotowane ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się, nałożyłam lekki makijaż i związałam włosy w kitkę. Zeszłam na dół do kuchni żeby zjeść coś na śniadanie. Wzięłam tylko jabłko, ponieważ kurczę ostatnio moja waga w ogóle nie spada i muszę zacząć jeść jeszcze mniej. W związku z tym, że zaczęły się wakacje i mam trochę odłożonych pieniędzy postanowiłam zadzwonić do Grace i Emily aby wybrać się na razem na zakupy. Wybrałam numer do Emily, odebrała po trzech sygnałach:
 - Hej
 - Hej chciałybyście z Grace iść ze mną na zakupy?
 - Tak jasne, dzwoniłaś już do niej, bo jak nie to mogę zadzwonić.
 -Nie, jeszcze nie, jakbyś mogła to zadzwoń.
 - Ok, a o której wychodzimy?
 -Nie wiem, może o... - w tym momencie spojrzałam na zegarek i właśnie zdałam sobie sprawę, że jest już 11:30 - 12:30, pasuje?
 - Dobra będziemy czekać przed twoim domem. Do zobaczenia. - powiedziała dźwięcznie do słuchawki i się rozłączyła. Miałam jeszcze chwilę czasu, więc wróciłam do pokoju i włączyłam laptopa sprawdzając portale społecznościowe. Odpisałam na kilkanaście wiadomości i zreblogowałam kilka zdjęć. W przeciwieństwie do realnego życia w internecie jestem lubiana. Mogę się założyć, że gdyby zobaczyli mnie w realu od razu by uciekli. Jestem zamkniętą w sobie grubaską, nawet moje przyjaciółki nie wiedzą o mnie więcej niż połowy. Nie potrafię nikomu wystarczająco zaufać. W tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko chwyciłam torebkę z portfelem, kluczami i pomadką, wsunęłam na nogo szare conversy, wyszłam na dwór i przywitałam się z przyjaciółkami.                                                        
 -Hej, to co idziemy? - powiedziałam przekręcając klucz w zamku.
Dotarłyśmy do naszego celu w niecałe 20 min. i zaczęłyśmy łazić po sklepach. Gdy kupiłam sobie jedną, luźną (bo tylko takie toleruję) bluzeczkę i wybierałyśmy się na kawę zaczął dzwonić mój telefon.
 - Delilah za 30 min widzę cię w domu - usłyszałam głos mamy, który brzmiał bardzo poważnie.
 - Dobra, ale coś się stało?
 - Zapomnieliśmy z tatą ci czegoś powiedzieć. No już, wracaj tylko szybko.
 - Zaraz będę - powiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
 - Co się stało? - spytała Grace gdy się rozłączyłam.
 - Mama dzwoniła i powiedziała że zaraz mam być w domu, więc chyba muszę iść.
 - Oh... ok odprowadzimy cię.
Już po 15 min byłyśmy pod drzwiami mojego domu. Pożegnałam się z przyjaciółkami i weszłam do budynku.
 - Już jestem! - krzyknęłam zdejmując moje trampki.
 - Chodź tu szybko do salonu.
 - O co chodzi? - spytałam stając w framudze drzwi.
 - Zapomnieliśmy z tatą powiedzieć ci, że wyjeżdżasz na resztę wakacji do wujka i kuzyna Maxa.
 - Co? Jak to? Ja nie chcę, nigdzie nie jadę!
 - Ależ tak samolot masz jutro o 9:00.
 - Nie nigdzie nie lecę, dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej?
 - Bez gadania to już postanowione.
 - Jesteście poważni?
 - Tak, a teraz chodź na obiad i idź się pakować. - tutaj poczułam burczenie w brzuchu, ale nie ma mowy żebym jadła.
 - Nie dzięki, zjadłam z dziewczynami na mieście.
 - Weź chociaż sałatką, zrobiłam twoją ulubioną.
 - No dobrze - wzięłam trochę sałatki, zjadłam ją na oczach rodziców i poszłam zamknąć się w pokoju. Jak ja ich nienawidzę. Najpierw traktują mnie jak powietrze, a potem wysyłają na całe wakacje i to do Stanów; tak daleko. Wzięłam z szafki telefon i zadzwoniłam do Emily.
 - Hej, słuchaj moi rodzice wysyłają mnie na resztę wakacji do kuzyna, rozumiesz? Mam samolot jutro o 9:00, a oni powiedzieli mi dopiero teraz.
 - Mamciu to słabo, będzie nudno bez ciebie, ale może poznasz jakiegoś przystojniaka, nigdy nic nie wiadomo.
 - Głupia jesteś? Dobrze wiesz, że nikt nawet na mnie nie spojrzy.
 - Daj spokój jesteś piękna i każdy marzy o twojej figurze.
 - Nawet jeśli, to ja nie jestem zainteresowana jakimiś głąbami którzy szukają zabawy... O czym my w ogóle gadamy? Będę kończyć, bo muszę się jeszcze spakować i wstać jutro przed 5:00.
 - Mimo wszystko życzę ci dobrej zabawy i zadzwoń czasem.
 - Na pewno - powiedziałam, rozłączyłam się i rozpoczęłam pakowanie. Spakowałam wszystko co było mi potrzebne ledwo zapinając walizkę i poszłam pod prysznic. Po skończonej toalecie nałożyłam na siebie za luźną koszulkę i zeszłam na dół zaparzyć sobie herbaty. Z kubkiem gorącego napoju udałam się do pokoju, poczytałam chwilę i położyłam się spać.

*** 

 - Wstawaj Delilah spóźnisz się na samolot, za 40 min widzę cię gotową! - darła się moja matka gdy otworzyła drzwi do pokoju.
Powoli zwlokłam się z łóżka, nałożyłam jakąś sukienkę, bo dziś jest na prawdę ciepło, wsunęłam na nogi balerinki, upięłam włosy w luźnego koka i zrobiłam makijaż. Przyszykowałam bagaż podręczny i weszłam do salonu chwytając po drodze butelkę wody.
 - No wreszcie idźcie już, bo na prawdę się spóźnisz.
Tata wziął moją walizkę, włożył ją do samochodu i pojechaliśmy. Oczywiście nie fatygował się żeby zaczekać ze mną na samolot. Powiedział, że jest bardzo wcześnie i mu się nie chce. 

--------------------------------------------------------------------
No cóż wiem, że nudny ale musiałam jakoś rozwinąć akcję. Następny rozdział będzie ciekawszy, przynajmniej rozwinie się jakaś konkretna akcja (mam nadzieję) <3 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz